sobota, 21 kwietnia 2018

MAINSTREAM, MIROSLAV PECH

Witajcie w piekle
„Uwielbiam dzieci, pod warunkiem, że są dobrze przyrządzone” – przyznał W. C. Fields. Zabawne? Makabryczne? A może jedno i drugie? Taki właśnie jest „Mainstream” Miroslava Pecha. Jeśli chcecie dowiedzieć się, jak wyglądałoby życie rodziców dziecka Rosemary po jego przyjściu na świat, sięgnijcie po makabreskę autora „Uczniów Cobaina”. Piekielnie dobra to książka.  

Maciej to świeżo upieczony ojciec i niedoceniony pisarz, który miał ambicję „napisania WIELKIEJ POWIEŚCI”, bo „nic mniej wzniosłego go nie interesowało”. Ma na swoim koncie: żonę Klarę, dwumiesięczną córkę Sarę i wydaną książkę „Klaustrofobia otwarta”, która doczekała się „sześciu sprzecznych recenzji” i „wyprzedaży z osiemdziesięcioprocentową zniżką”. A teraz właśnie dostał anonimowego maila ze zdjęciami Klary, potwierdzającymi jej udział w castingu do filmu porno, więc zastanawia się, czy Sara jest jego córką, bo „czytał gdzieś, że aż trzydzieści procent ojców wychowuje nie swoje dzieci”, a poza tym nie powinien się w ogóle żenić. To, co początkowo wygląda na dobrze nam znany z „Uczniów Cobaina” komediodramat, ze strony na stronę zamienia się w coraz mroczniejszą i coraz bardziej nieprzewidywalną makabreskę. Aż po koszmarny finał.

„Mainstream” Miroslava Pecha to nic innego jak wariacja na temat ciągu dalszego „Dziecka Rosemary” Iry Levina. Tam mieliśmy do czynienia z obawami ciężarnej kobiety, które coraz bardziej przypominają paranoję, tutaj mamy szansę obserwować, co dzieje się tuż po przyjściu dziecka na świat. Co prawda mała Sara nie ma w sobie nic z czarciego pomiotu, ale powolny rozkwit obłędu u świeżo upieczonych rodziców wygląda już na diabelskie sprawki. „Mainstream” charakteryzuje taki sam jak w „Dziecku Rosemary” niepokój i podobna wieloznaczność. Z tą tylko różnicą, że tam, gdzie Levin wybiera niedopowiedzenie, Pech idzie w makabrę i groteskę. Nie zmienia to jednak faktu, że do końca nie wiemy, czy to, co się dzieje w powieści, wydarza się naprawdę, czy jest wstrząsającą projekcją lęków młodych rodziców, będących odpowiedzią na zderzenie oczekiwań z rzeczywistością. Wzajemna nieufność i niechęć Macieja i Klary przybiera coraz bardziej koszmarne i kuriozalne kształty, prowadząc w ostatecznym rozrachunku do zbrodni.

W „Mainstreamie” doskonale widać, jak autor „Uczniów Cobaina” ewoluuje – zarówno temat, jak i styl jest dojrzalszy, a Pech coraz odważniej poczyna sobie z igraniem z konwencją. Tutaj jeszcze wyraźniej dochodzi do głosu nieczęsto spotykana umiejętność opisywania otaczającej rzeczywistości przy użyciu absurdu, groteski i czarnego humoru bez popadania w autokarykaturę. Pech bawi się z czytelnikiem, nawet na chwilę nie pozwalając mu odnaleźć się w konwencji ani tym bardziej poczuć się w niej bezpiecznie. To, co realne albo prawdopodobne, równie szybko ustępuje miejsca temu, co absurdalne i groteskowe i na odwrót. Znany już z „Uczniów Cobaina” oszczędny styl Pecha staje się w „Mainstreamie” jeszcze bardziej ascetyczny, acz treściwy, co perfekcyjnie wybrzmiewa w tłumaczeniu. Lakoniczność narracyjna autora stanowi doskonały kontrast makabrycznych opisów, którym – zwłaszcza w końcowych partiach powieści – blisko do scen gore. Autor nie szczędzi okrucieństwa, a my cały czas zastanawiamy się, na ile jesteśmy zdolni – jako ludzie – do podobnych zachowań, także, a może przede wszystkim, we własnej fantazji. Częściowo otwarte zakończenie książki nie daje pożądanej odpowiedzi na pytanie, czy to, czego byliśmy świadkami jako czytelnicy, faktycznie się zdarzyło, czy też zadziało się jedynie w głowach bohaterów. I tylko dziecko, będące przyczynkiem do rozkładu rodziny i rozpadu psychiki upchniętych na siłę w role społeczne rodziców, podobnie jak tytułowe dziecko Rosemary z powieści Levina pozostaje takie, jakie było – zupełnie nieświadome bałaganu, jaki narobiło. 

 „Mainstream” to mocna i niepokojąca makabreska obyczajowa albo – jak kto woli – horror społeczny, gdzie granica między tym, co realne, a tym, co zrodzone z podszeptów owładniętego paranoją umysłu, jest równie cienka jak między miłością a nienawiścią, prawdą a kłamstwem, dobrem a złem. Miroslav Pech w przewrotny sposób pokazuje nam, że nie trzeba wcale być rodzicem dziecka szatana, żeby znaleźć się w piekle. Piekle własnego umysłu. Piekle ról społecznych. A może po prostu piekle zwanym życiem.  A sam „Mainstream”? Dobry jak diabli. 

TYTUŁ: MAINSTREAM
AUTOR: MIROSLAV PECH
PRZEKŁAD: MIROSŁAW ŚMIGIELSKI
WYDAWNICTWO: STARA SZKOŁA
ROK WYDANIA: 2018

Recenzja dla Szuflada.net


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Statystyki wizyt:



Recenzje

Wywiady

Artykuły